Koniec z darmoekonomią!
Ostatnio pojawiły się na kilku blogach ciekawe dyskusje na temat zarabiania w internecie. Osobiście wziąłem w nich udział, a tutaj jeszcze rozwinę swój pogląd - w internecie nie ma darmowych obiadów!
Jest to oczywiście parafraza powiedzenia ekonomistów, ale tytułowa “darmoekonomia” w Internecie panuje chyba od samego początku. Była ona również przyczyną pęknięcia “bańki internetowej” w 2001 roku.
W skrócie sprawa wygląda tak: ludzie zakładają serwisy, portale, blogi - żeby “zarabiać na reklamach”. W 2001 roku były to bannery i inne kreacje, których koszta emisji były rozliczane na zasadzie ilości wyświetleń. Obecnie rynek ten trochę “zmądrzał” i płatności odbywają głównie za efekt (np. kliknięcie - w AdSense, sprzedaż - w programach partnerskich). Nadal jednak pokutuje przekonanie, że “w internecie powinno być wszystko i za darmo”.
Niestety wszystko kosztuje. Czy jest to portal, aplikacja internetowa, blog czy inna usługa on-line - ich stworzenie kosztowało autorów coś, co mają najcenniejszego w życiu - czas. Czas jest najrzadszym z zasobów, a jego podaż jest doskonale nieelastyczna. Każdy z nas ma tylko 24 godziny na dobę i nigdy nie będzie mieć go więcej.
Skoro więc czas to pieniądz - w jaki sposób zarobić na tym, co się w internecie stworzyło? To źle postawione pytanie. Zapytaj raczej sam siebie (lub swoich użytkowników) - jaką wartość ma to, co stworzyłem? Wszystko (no, może prawie wszystko;) można przeliczyć na pieniądze. Jeżeli chodzi o aplikacje internetowe na blogu AntyWeb wyliczyłem, że korzyść użytkownika Naszej Klasy to kilkadziesiąt złotych (jednorazowo). Z kolei za czytanie bloga Krzysztofa Lisa mógłbym zapłacić 1-2 zł miesięcznie.
Jakkolwiek jest mało prawdopodobne, że cokolwiek Naszej Klasie zapłacę, bo potrzeba którą serwis zaspokaja była we mnie uśpiona - dobrze, że wprowadzili model “zarabiania na reklamie”. Z koleji czytając bloga Krzysztofa mam trochę wyrzutów sumienia, że biorę coś za darmo, a autor (z którym się utożsamiam - sam w końcu zarabiam na internecie) chciałby przecież jakoś zarobić. Dlatego zaproponowałem mu wprowadzenie drobnych opłat za dostęp do niektórych treści. Fakt, że najłatwiej (legalnie) zrobić to przez płatności SMSowe, a prowizja jaką się z tego tytułu dostaje jest stosunkowo niewielka (39%), ale przy tak dużym zasięgu (ok. 500 stałych czytelników) - może z tego powstać całkiem zadowalające źródło dodatkowego dochodu.
Czy Krzysztof z tego skorzysta - zobaczymy. Teraz jednak skupmy się na monetyzacji serwisów typu e-usługi, aplikacje internetowe itp. Jak wyliczyć wartość, jaką reprezentuje taka usługa dla użytkownika? Mozna zapytać, można porównać do kosztu alternatywnego wynikającego z niekorzystania z niej albo do cen konkurencji. Zainteresowanym polecam książkę Jak zostać Mistrzem Marketingu.
Jeżeli zdołaliśmy już określić tę wartość - możemy pomyśleć nad modelem biznesowym. Przy stosunkowo niskiej wartości, ale dużej skali - dobrym rozwiązaniem jest “zarabianie na reklamie”. Z kolei jeżeli zasięg jest dosyć wąski, a korzyści duże - dobrze jest wprowadzić po prostu płatny dostęp. Żeby nie pozostawać tylko przy teorii - oto nagranie praktyka w tej kwestii.
Jedno jest pewne - żeby zarobić w internecie trzeba wytworzyć wartość, a nie liczyć na góry złota z pierwszego lepszego pomysłu na e-biznes.
Tagi: darmoekonomia, free, programy partnerskie, za darmo, zarabianie w internecie
Wpisy podobne do "Koniec z darmoekonomią!"
- No related posts
dnia 7 January 2009 roku o godzinie 22:32
“Jedno jest pewne - żeby zarobić w internecie trzeba wytworzyć wartość, a nie liczyć na góry złota z pierwszego lepszego pomysłu na e-biznes.”. Zaraz, zaraz Łukaszu.. Na prawdę nie wydaje Ci się, że oryginalny pomysł, nadal, mógłby się sprzedać za dużą kasę, nawet gdyby nie był zbytnio wartościowy? Co do reszty, to faktycznie jest tak, że cena dóbr zmalała, tylko dlatego, że wszystko się upowszechniło. Dodatkowo na nie korzyść internetu przemawia fakt bardzo dużej liczby potencjalnych odbiorców, którym gusta zmieniają się co kilka nowych przeczytanych komentarzy. Tak jest z każdą rzeczą jaką tworzy ludzkość. Dlatego mi się wydaje, iż liczyć się będę Ci, którzy wyskoczą z czymś wielkim na miarę Google, czy YouTube, albo Ci którzy zajmą się mikro e-biznesem i będą kasować np. za aplikacje w stylu App Store.
dnia 8 January 2009 roku o godzinie 10:32
Tak, uważam że oryginalny pomysł bez pomysłu na jego monetyzajcę (model biznesowy) nie “sprzeda się” za dużą kasę. Kto jak kto, ale Inwestorzy to osoby najbardziej twardo stąpający po ziemii i nie dadzą sobie “wcisnąć kitu” o gruszkach na wierzbie z super-hiper pomysłu na ebiznes.
Co innego, jeżeli produkt przedstawia chociażby małą wartość, ale za to ma (tak - “ma”, a nie “będzie mieć”) duży zasięg, to tak jak pisałem wcześniej - może “zarabiać” na reklamie i z prawa dużych liczb otrzyma się całkiem przyzwoity wynik finansowy